Promenada Palmeral de las Sorpresas czyli malagijski ogród niespodzianek #Malaga2018
Nasze drugie wakacje w Maladze są o 180 stopni różne od tych zeszłorocznych. Mieszkaliśmy w centrum miasta, mając "wszystkie" atrakcje na wyciągnięcie ręki. Mogliśmy się obejść bez auta, bez autobusu, korzystając tylko ze swojej dwójki. Chcąc spędzić czas na zupełnym czilowaniu, nic więcej nam nie potrzeba. No chyba, że zimne tinto de verano. Albo dwa.
Brak auta spowodował, że zrobiliśmy sobie swoje stałe, swoje trasy i np. wspomniany w poprzednim poście tu KLIK Plaza de la Consititución był często na naszej drodze (kawa!). Plac i Cafe Central znaliśmy z ubiegłego roku, chociaż ciągle było nam za mało. Za to tym razem, zależało mi na porcie i oddzielającym go od miasta parku. Tą część Malagi kompletnie pominęliśmy poprzednim razem. W sumie to i dobrze, mieliśmy coś zupełnie nowego do odkrycia. Ostatecznie, to było nowe ulubione miejsce w tym roku.
Przylatujemy do Malagi wieczorem. Pełni nadziei na ciepełko i jakąś letnia opaleniznę, ale zamiast tego z przerażeniem patrzymy na błyskawice przecinające hiszpańskie niebo i dudniące do kompletu grzmoty.
Jest fantastycznie.
Irlandio, żegnałaś nas słońcem!
Dlaczeeego?!
Wsiadamy do autobusu, który spod terminala lotniczego zawozi nas do samego centrum miasta. Wyjeżdżając z lotniska przypominamy sobie trasę, jednak po 10 minutach, zaczynamy wjeżdżać w osiedla których nie znamy, w miejsca które nie są ani ładne, ani nic. Cóż. Każde miasto ma swój strup, który nigdy się nie zagoi. Całe szczęście centro historico jest przestronne, a przylegający do niego od południa park i słynna nadmorska promenada, w zupełności zaspokajają potrzebę piękna. Mam tylko jedno pytanie - kto do cholery pozwolił wybudować wielki betonowy kloc obok perły tego miasta, czyli katedry?
Panorama miasta z górującym nad nim Zamkiem Gibralfaro i cytadelą Alcazaba, wspomnianą katedrą i zamykającymi krajobraz od północnej strony górskimi szczytami byłaby zupełnie kompletna bez tej szkarady. I wcale nie chodzi mi o wykluczenie nowoczesności z przestrzeni miejskiej. Bo świetnym przykładem jest właśnie promenada "Palmeral de las Sorpresas" co w tłumaczeniu na polski znaczy palmowy ogród niespodzianek. No i tak właśnie jest.
Park jest zdecydowanym przeciwieństwem zabytkowej części miasta. Jest nowocześnie i elegancko ale bardzo swobodnie. Mnóstwo palm i egzotycznej roślinności po jednej stronie a po drugiej jeden z najstarszych portów morskich na świecie. Nad nami - ażurowe zadaszenie imitujące falujące na wietrze liście palmy, których rośnie tu ponad 400. Promenada jest idealnym miejscem dla rodzin. Znajdziemy tu kilka placów zabaw w tym każdy inny, wymyślne ławki i miejsca do odpoczynku, fontanny i knajpki. Po drodze mijamy rowerowe wycieczki z przewodnikiem i te na popularnych Segwayach. Wieczorem z przyjemnym oświetleniem spacer nabiera innego charakteru i nie wiem czy właśnie o tej porze nie mijamy więcej ludzi niż za dnia.
Z promenady możemy podziwiać przypływające i wypływające codziennie promy wycieczkowe. Malaga jest jednym z najważniejszych portów pasażerskich w Hiszpanii, co łatwo widać już pierwszego dnia. Jeden prom wypływa, a jego miejsce zajmuje kolejny. I tym sposobem dziesiątki tysięcy pasażerów rokrocznie odwiedza to miasto.
W porcie stoją piękne żaglówki i jachty, niektóre swobodnie mogłyby pełnić rolę luksusowych apartamentów. My trafiliśmy na czas, gdy do portu dobił jacht rosyjskiego milionera, który jak się okazało zrównał z ziemią stałych bywalców portu. Jacht był pucowany dzień w dzień i dawał nawet kawałek cienia przez te swoje gabaryty.
Jak widać na zdjęciu powyżej, wszystkie jachty wydają się być bardzo malutkie przy tym ostatnim ;)
Na końcu promenady, znajduje się perełka malagijskiego portu. Jedyna latarnia morska w Hiszpanii nazwana żeńskim imieniem La Farola. W słoneczne dni, których oczywiście na Costa del Sol (no nazwa zobowiązuje) nie brakuje, błyszczy swoja bielą na tle intensywnie niebieskiego nieba. Rosnące palmy jeszcze bardziej dodają egzotycznego wyglądu. W tym miejscu, możemy podziwiać panoramę całego miasta. A patrząc w drugą stronę - plażę, morze i jeden z piękniejszych morskich wschodów słońca jakie widziałam.
Zdjęcia zrobione zostały na przestrzeni kilku dni. Jak widać, było groźnie z czarnym niebem i mocnym słońcem rozświetlającym palmy, ale też z czystym, niebiesiutkim jak w środku lata. Zostawiam Was ze zdjęciami. U nas już zdążyło się porządnie rozdmuchać, warto więc trochę dogrzać się hiszpańskimi widokami.
0 komentarze: