Pokazywanie postów oznaczonych etykietą LISTA OSOBISTA. Pokaż wszystkie posty

Lista osobista na babie lato 2020

Ten 2020 rok jest jak filmik z dwoma chomikami, które znajdują się na takiej jakby karuzeli. Jeden zapiernicza tymi swoimi małymi łapeczkami po zewnętrznej a drugi zdezorientowany, a może bardziej zrezygnowany, siedzi po środku nieruchomo ale przez tego pierwszego i tak się kręci. I to jest idealne porównanie człowieka i tego popieprzonego roku w którym żyjemy.

Choćbyśmy nic nie robili, to on zapieprza, mam wrażenie, że coraz bardziej. Przecież chwilę temu była Wielkanoc. Wyczekiwana wiosna, koniec lockdownu, powrót do pracy, odwołane loty, aż w końcu nowe, organizowane na ostatnią chwilę wakacje, w miejscu, w którym nikt by się nie spodziewał, że będziemy.

Tych niespodzianek było tyle, że zdarłabym sobie opuszki palców, od stukania w klawiaturę by to wszystko opisać. Mimo to, udało się przez ten czas odkryć, spróbować, posłuchać lub pooglądać rzeczy, które zostaną z nami na dłużej. Ta lista miała się pojawić na półmetku lata. Ale to lato jak ten chomik co po zewnętrznej. Więc nazwijmy ją babie lato, albo może przywitanie jesieni. Mimo wszystko trzymałabym się jeszcze babiego lata. Zostawmy sobie trochę ciepła chociażby w nazwie, ok?



1. Zanim zaczniecie czytać, można włączyć sobie pierwszą polecajkę. Folklore Taylor Swift. Ostatnia płyta, tak cudownie piękna. I muzycznie i tekstowo. Przyznaję, że to miłość od drugiego przesłuchania. I nie tak "przy okazji" tylko słuchana. A później już się śpiewa z Taylor.
Ja nie byłam jej fanką, ale już jestem. Btw polecam dokument na Netflix Miss Americana, o karierze muzycznej Taylor. Warto zobaczyć. 

2. Za Miss Swift wrzucę tu zapach. Bo tak mi idealnie pasuje w tej kolejności. Od trzech lat go kupowałam, ale musiał przyjść rok 2020 i lotnisko w Amsterdamie i obniżona cena. Mało romantycznie, ale prawdziwie. Narciso Rodriguez For Her. Piżmo, bursztyn, bergamotka, wanilia. No to jest obłęd. Bardzo mocne. Idealne.

3. Teraz rzecz którą mam, a chcę jeszcze jedną, bo print, który wyrysowała Agata, to jest coś pięknego. A nosi się je jak najwygodniejsze gacie świata. To oczywiście spodnie Ronja od Miszkomaszko. Nie ukrywam, że coś mi blisko ostatnio do czarnego. Czemu? Nie wiem. Ten kolaż powyżej również o tym świadczy, a jest kompletnym przypadkiem. 

4. No to do kompletu będzie bluza i najwygodniejsze biustonosze, jakie KIEDYKOLWIEK nosiłam. Serio, po 10 godzinach na sobie nie ma tego uczucia "kiedy ja to dziadostwo w końcu z siebie ściągnę" . A to znaczy dużo. Bardzo dużo. Ta sama firma, od jakiegoś czasu jedna z ulubieńszych, aczkolwiek trochę $$$ trzeba na to dać. Ale wyznając zasadę, lepiej mieć mniej ale lepszej jakości robię sobie raz na jakiś czas taki pjezient. Od czasu do czasu robią super promki, wtedy można dorwać coś w przystępniejszej cenie. Les Girls Les Boys. Polecam bardzo. 

5. Jak nakarmić dyktatora. Znaczy się ja Was nie pytam, ale polecam. To kilka niesamowitych historii zza kulis. O ludziach, którzy niechlubnie zapisali się na kartach historii. Niby coś tam wiemy, ale autor podaje nam tutaj takie smaczki, że wow i książkę połyka się na raz. Dostajemy trochę więcej, niż tylko listę ulubionych dań. Bardzo dobra. Bardzo!

6. Teraz buteleczka. Złuszczający Tonik z kwasem glikolowym z The Ordinary. Cóż to jest za rzecz! Tak jak w opisie, tak w rzeczywistości. Pięknie złuszcza, wygładza i robi dobrą robotę w strefie T. Mega wydajny, na pewno zamówię kolejną buteleczkę. 


1. Ja non stop robię zdjęcia. Ich jest całe mnóstwo. Kiedyś, sto lat temu do ich obrabiania używałam filtrów w Instagramie (sic!) później odkryłam apke Vsco, Snapseed, aż dotarłam do moim zdaniem jedynej słusznej, jaką jest wersja mobilna programu Lightroom. Podstawowa wersja (ale tu naprawdę jest całe mnóstwo suwaczków!) jest darmowa, w zupełności wystarczy do obrabiania zdjęć robionych smartfonem. Żeby ułatwić sobie zadanie, a zyskać coś ekstra, możemy korzystać z gotowych presetów, czyli wcześniej zapisanych ustawień, powiedzmy, że 'filtrów'. Te wgrywamy w aplikację i jednym kliknięciem zmieniamy swoje surowe zdjęcie. Oczywiście możemy je jeszcze korygować, dopasowywać do swoich potrzeb. Online znajdziemy i darmowe i płatne presety. Ja mam i swoje własne i te kupione. A jak kupować, to tylko u Kasi z Travelicious Studio. Do presetów dołączony jest poradnik jak je zainstalować, więc dosłownie nic nam więcej nie potrzeba, tylko robić zdjęcia!

Ubiegłoroczny wyjazd do Kopenhagi, to zdjęcia obrabiane limitowanym presetem Gold Gold Baby. Wiosenne zachody słońca, to głównie Oh Honey. Część zdjęć z Norwegii, które pojawią się niedługo tu na blogu, to Let it Glow i wspominany wcześniej Oh Honey. Fajna sprawa, te presety.

2. Torebka. No ja nigdy nie byłąm jakąś wielką fanką torebek, a żeby wywalać na nie kupę kasy, to tym bardziej nie. Ale jak już wspominałam, od jakiegoś czasu kupuje mało, ale lepszej jakości, to mam plan na tą oto tu skórzaną torebusię. W planach było odkładanie na Chylak ($$$ !!!), ale w porę przyszły wieści od dziewczyn z LGS. Pierwszy drop wyprzedał się chyba w 5 minut. Liczę, że na jutrzejszy, drugi drop uda mi się już załapać. Pojemna, zamykana, piękna faktura skóry, na ramię i na skos, bądźmojąplis.

3. Ta rączka z doniczką, to nie moja. Ale mówiąc nieskromnie, chyba mamy tą przysłowiową rękę do roślin. Jak to się mówi po angielsku - green fingers. A jeśli to nie to, to chociaż im tu u nas dobrze. Begonia Maculata, to ten okaz, który dostaliśmy z wymiany za baby pileę. Ona mi się marzyła od dawna. Dostaliśmy sadzonkę (2 listki + pączek). Pączek właśnie się rozwinął i na naszych oczach rozwijają się dwa nowe liście. Albo to starość, albo odwaliło nam kompletnie, bo w tym zielonym szaleństwie siedzimy razem. Ja i Kuba. Mam jeszcze kilka okazów, które widziałabym u siebie na półeczce. I myślę, że prędzej czy później to nastąpi. 

4. Tonizująca i odświeżająca mgiełka do twarzy Mario Badescu, która tak pięknie pachnie, że jak się psika na twarz to na wdechu. Z szałwią i kwiatem pomarańczy. Przy noszeniu maseczki prze kilka godzin dziennie, robi super dobrze i odświeża. Kusi jeszcze ta z ogórkiem i aloesem. Następna w kolejce.

5. To po mgiełce wchodzi rozświetlające serum Hylamide. To obok The Ordinary, jedna z marek firmy Deciem. Serum nawilża, ale przede wszystkim daje efekt lekkiej opalenizny i rozświetla. W życiu bym się nie spodziewała, że przestanę się malować. Przestałam. Od końca marca, do teraz. Więc porządna pielęgnacja + lekki glow, to super sprawa. Dodatkowo, nie pachnie jak wszystkie samoopalacze masłem kakaowym. Jest przyjemnie słodko ale nie dusi. Buteleczka z pipetką, więc wygodnie i oszczędnie się nakłada.

6. Teraz nie buteleczka, a karton. Mleko owsiane. Mleka nie znosiłam nigdy, ewentualnie do kawy, kiedyś do płatków. Sam zapach spalonego mleka - ugh. Za to owsiane, jest tak cudownie kremowe, pachnące, idealne z kawą, bo nie zmienia jej smaku. Oatly, szary karton, Barista edition. Polecam.

7. Teraz serial. Moim zdaniem niedoceniony, mało popularny w Polsce, prawdopodobnie popularny tylko w UK. A to jest złoto. The Durrels. Zdjęcia, klimat, humor, aktorzy (Spiro, aww), fabuła. Ja po pierwszym odcinku zaczęłam googlować chałupy na Korfu i wyobrażać sobie jak tam siedzimy i czilujemy. Matko, jakie to jest cudowne! U nas na Netflix, u Was chyba na HBO Go, albo gdzieś. Ale warto poszukać i mieć tą przyjemność. 

8. Na sam koniec (jesteśmy ciągle w UK) nowy album Jessie Ware. Genialny. Każdy jeden kawałek. Był czas, kiedy na Spotify leciał zapętlony non stop. Bardzo chętnie wybrałabym się na koncert. 

No i tu jeszcze mógłby się pojawić kolejny kolaż i kolejne polecajki, ale zostawmy to sobie może na kiedy indziej. 

Życie i rozrywka w czasach zarazy, wersja irlandzka. Tym razem bez Netflixa. Da się, serio.

No dobra. Siedzimy w domu, uspokaja mnie to, że nie musimy iść do ludzi i przebywać wśród nich. Naprawdę się cieszymy. Jest dobrze. 

Kiedy jeszcze trzy tygodnie temu musiałam iść do pracy i spotykać się z mnóstwem przypadkowych osób, które mówiąc oględnie nie stresowały się za bardzo obecną sytuacją, przyprawiało mnie to o dreszcze. Tak było na początku rozprzestrzeniania się wirusa, tu u nas w Irlandii. Później robiło się coraz gorzej i o tyle, ile kiedyś kwestia kultury osobistej i kichania w przestrzeń zamiast chusteczkę/łokieć powodowało u mnie krzywienie się i wzdychanie do nieba, to aktualnie robi mi się konkretnie słabo. Temat trzymania dystansu na ulicach, w sklepach, kawiarniach to kupa śmiechu z przewagą kupy. Ludzie mają najzwyczajniej w świecie wyjebane. Nie będę przepraszać za słowa, bo ja tu mogę sobie pisać co chcę, a ilość bluzgów, które byłam w stanie wyartykułować przez ostatnie trzy tygodnie, jest imponująca. Bluzgi szły w parze ze łzami i trzęsącymi się rękami. Serio, nic mnie tak nie wytrąciło z równowagi, jak głupota ludzka w czystej postaci. Arogancja, egoizm i obojętność. Brak szacunku do siebie nawzajem. Tu można wymieniać i wymieniać. Dopiero po wprowadzeniu konkretnych działań, jak ilość ludzi, która w tym samym czasie może wejść do sklepu (taki ruch wahadłowy), jak kolejka przed sklepem, gdzie na ziemi są zaznaczone odległości pomiędzy czekającymi, ludzie zaczynają widzieć. Jedni widzą, że oho to chyba na serio, ale są też tacy, co widzą w tym tylko i wyłącznie wydziwianie. Takich ograniczeń, które są lajfsejwerami jest całkiem sporo. I bardzo dobrze. I zajebiście. Ale kuźwa, ludzie ogarnijcie się. Ja rozumiem kolejkę do Tesco, ale kolejkę po kawę, albo restauracji, żeby sobie siedzieć jakby nigdy nic, to już nie. 

Sobota, trzy dni przed 17 marca, dniem Św. Patryka. Było już grubo, termin self isolation i social distansing niby był znany każdemu, ale raczej tylko w teorii. Zdjęcia z Temple Bar były idealnym przykładem na to, że Irlandczycy/turyści/ktokolwiek tam był, mają głęboko w dupie temat wirusa. Dla przypomnienia, kilka dni wcześniej WHO uznało ilość zarażeń na COVID-19 za pandemię. No i co z tego. Oni się piwa w pubie muszą napić. I co im zrobicie, no co?! Zdjęcia z kamer monitoringu miejskiego pokazywały regularną biesiadę. Następnego dnia, w niedzielę, rząd nakazuje zamknąć dystrykt Temple Bar i wszystkie puby. To co się działo poprzedniego wieczoru, było żenująco przerażające. Jak było widać, mało kto wyciągnął naukę z rozwoju sytuacji we Włoszech.  

Stety niestety jesteśmy zdani na siebie. Żyliśmy, żyjemy i będziemy żyć wśród ludzi. Bo nie wyprodukujemy sobie sami mąki, nie uleczymy się jak zachorujemy, nie będziemy mieli za co żyć, jeśli nie będziemy pracować a tym samym przebywać wśród ludzi. Więc jeśli taka prosta czynność jak social distansing czy self-quarantine są tak ciężkie do przestrzegania, zrozumienie wagi tak prostych czynności jest mega ciężkie do opanowania, zaczynam się bać o ludzkość. Co poszło nie tak i w którym momencie? Nie chcę żyć wśród ludzi, których ignorancja jest tak olbrzymia, że nie do pojęcia. A przecież oczekiwane od nas zachowania to nie fizyka kwantowa lub przygotowania do lotu w kosmos.
Tylko kurwa siedzenie w domu.
Czy to na prawdę tak wiele? 

Ja na prawdę nie miałam o tym pisać. Prawie dwa tygodnie temu odpuściłam i stawiając na szali moje zdrowie psychiczne i pracę, wybrałam to pierwsze. Ilość informacji, jaka zalewała moją głowę była tak obezwładniająca, że już zaczęło się przelewać. Dopuszczam do siebie teraz tylko tyle, ile chcę. Całą resztę kontroluje Kuba. Nareszcie złapałam oddech i balans. Dlatego to co powyższe, traktuje, jak zamknięcie mojego wielkiego żalu i stresu.

Ale czasami to self isolation tak wchodzi mocno, że ryje banie i zaczyna się robić całkiem nieprzyjemnie. Ja nie narzekam, bo ciągle staramy się szukać przyjemności i zajęć. A najważniejsze to przecież bezpieczeństwo i szacunek do innych. Więc w momencie, kiedy chcemy wyjść z domu bez ważnego powodu i nie mamy pewność, że na swojej drodze spotkamy ludzi to sobie darujmy. I to chyba wszyscy wiemy, co nie? Po raz kolejny, doceniamy posiadanie samochodu. Bo wsiadamy i nie wysiadamy jeśli nie mamy pewności, że będziemy mieć przestrzeń wokół siebie i zero ludzi. Okazuje się, że trzeba się trochę natrudzić, ale jest to możliwe. I to było cudowne uczucie, chyba nigdy nie doceniłam wyjścia na plażę tak mocno, jak tydzień temu, w poniedziałek.




Pisząc ten tekst dzisiaj, sytuacja zmieniła się diametralnie. Od północy 27 marca Irlandia zamknęła granice. Z domu można wychodzić tylko wtedy, kiedy wychodzi się do pracy lub do lekarza i po recepty. Zakupy i chwila ruchu dla ćwiczących na świeżym powietrzu mają się odbywać w promieniu 2 kilometrów od domu. Plaże są zamknięte, w zasadzie wszystko jest zamknięte. Osoby powyżej 70 roku życia mają całkowity zakaz wychodzenia z domu. Na potrzeby tej wyjątkowej sytuacji, powstała nawet specjalna strona 2kmfromhome.com, na której już po samym wejściu i zezwoleniu na wykrycie naszej lokalizacji, wyświetlają się granice naszego dwukilometrowego obszaru, po którym możemy się poruszać. No wydaje mi się, że dosadniej już nie można.

Ale trzymajmy się tego, że siedzimy w domu. Nie mamy Netflixa, ale mamy internet. A w internecie jest YouTube. I o tyle ile kiedyś, dawno kojarzył mi się jedynie z teledyskami, a później z dzieciakami, które pokazują jak grać w gry, to od jakiegoś czasu można tam znaleźć mega przyzwoitą treść. Trzeba tylko trochę się przekopać, ale bez kitu, warto. Wciąga, a co najlepsze nie trzeba płacić za niego abonamentu. No to teraz moja lista osobista. 


Pierwszy od góry. Radek Kotarski i Polimaty. Jest dużo informacji, ciekawostek, heheszek również a wszystko w bardzo przystępnej formie. Polecam zobaczyć ostatni film o Koronawirusie.

Poniżej, Krzysztof Gonciarz. Większości, nie trzeba go przedstawiać. Mega jakość, polecam.

Arlena Witt i Po cudzemu. Tak się uczyć angielskiego, to chciał by każdy. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, wystarczy włączyć YouTube. Są śmieszki, wstawki z seriali, dużo powtórzeń i szybko się zapamiętuje. Ja bardzo lubię!

Last but not least - Kasia Gandor. To jest proszę państwa mózg. Tu jest tylko rzetelny content. Nie ma durnot, można się wiele nauczyć i przede wszystkim wszystko zrozumieć. Nie będę nic więcej pisać, włączcie chociaż jeden film, na próbę. Nie pożałujecie.

Pierwsza od góry, Kasia Lisiak i Pan Lis. Kasia rysuje, ma swój sklep gdzie sprzedaje to co narysuje. Ma dobre serduszko i wielką miłość do swojego pomocnika Logana. Logan to ten w zamszowej kurtce w logo kanału na YouTube. Przystojny, nie? Oprócz sklepu, Kasia ma właśnie kanał na yt, na którym jest zdecydowanie za mało filmów, ale za to te, które są, to jest sztos. Można płakać ze śmiechu, ze wzruszenia, jest normalnie, ale w żadnym wypadku nudno. I to Kasi mieszkanie ♥ mogłabym pomieszkać :)

Drugi na prawo to moi ulubieńcy ulubieńców. Ola i Karol z Busem przez Świat. W sumie nie wiem od czego zacząć. Więc proponuję, żeby włączyć najpierw to KLIK. A następnie zacząć od Podróży przez trzy Ameryki. Ja się zakochałam i też tak chcę. Pamiętam, że w trakcie oglądania vlogów z drogi 66 sprawdzaliśmy z Kubą ceny wynajmu kamperów w USA. Serio, kiedyś to zrobimy. A, bo nie napisałam w końcu. Ola i Karol to podróżnicy, a ich domem na podróże jest kolorowy bus. How cool is that? Z całego serca polecam, można przepaść.

Na dole po lewej jest koleżanka po fachu Oli i Karola, Kaja z Globstory. Kaja jest mega odważną i ciekawą dziewczyną. Przez baaardzo długi czas podróżowała w pojedynkę w najdalsze zakątki świata, od jakiegoś czasu ma kompana do swoich podróży ale i jej podróże wymagają też trochę więcej niż 1 Kai. Organizowała zbiórkę na pomoc w wybudowaniu domu dla pana u którego mieszkała w Kambodży tu film KLIK. Globstory oglądam już dość długo i jakość filmów i jej doświadczenie w tym temacie jest coraz większe a ostatnie filmy z Ekwadoru i dżungli Amazońskiej, to sztos. Warto Kaję znać.

Ostatni w zestawieniu jest kanał Widzę Głosy. To często gęsto powrót do przeszłości. I dość dziwne uczucie, kiedy nagle okazuje się, że postaci z kreskówek mają ludzkie twarze. Albo inaczej, że człowiek połknął Gumisia, Pumbę i Timona, Świnkę Peppę, Mike'a Wazowskiego z Potworów i Spółki lub Ryjka z Muminków. I nagle zaczynasz widzieć głosy. Jest dużo ciekawostek o zawodzie aktora dubbingowego, zabawnych i wzruszających historii (polecam odcinek z Maciejem Stuhrem tu KLIK). To są króciutkie około dziesięciominutowe odcinki. I serio, jak słucha się tych ludzi, to każdy kocha swoją robotę, a to często twardy orzech do zgryzienia, tak mówić swoim a jednak nie swoim głosem przez bite kilka godzin. Polecam!

To jest tylko fragment tego, co dość systematycznie oglądam. Specjalnie też wybrałam tylko polskie kanały. Na prawdę, mamy całkiem mocnych zawodników na naszym YouTubie. Więc spokojnie można sobie odpuścić na jakiś czas Netflixa, HBO lub inne giganty.
Zwłaszcza w kwarantannie, tak dla odmiany.

No i najważniejsze,

#zostańwdomu #stayhome 

Mój #musthave na lato 2019 którego jeszcze nie ma

Ostatnio widziałam, jak - tak na oko, może trzynastoletni chłopiec kupował kawę. Cappuccino z extra szotem kawy. Myślałam że dla mamy kupuje, ale nie. Usiadł z kolegą przy stoliku, pił i po kilku minutach wyrzucił pusty kubek. Nie wiem jak bardzo jestem w tyle, albo co, albo mam amnezję i wychodzi ze mnie stara baba, ale w tym wieku, to ja nawet o kawie nie myślałam. I za Chiny Ludowe nie mogę sobie przypomnieć kiedy w ogóle wypiłam swoją pierwszą. Mamo? Tato? Kto mi zrobił pierwszą kawę?

Pamiętam za to dobrze herbatę. Golden Assam o ta tu klik liściasta w czerwonym opakowaniu i pamiętam, że zdarzało się, że od czasu do czasu owa herbata była nie do wypicia, bo waliła rybą. Nikt nie wiedział czemu, tak po prostu było. Nie dało się tego pić. Jakiś czas temu kupiłam sobie krem do rąk o zapachu herbaty i wcierając go w dłonie, czuję nic innego jak właśnie Golden Assam. Dokładnie tą z czerwonego pudełka (bez ryby). To już moje drugie opakowanie o tym samym zapachu - z sentymentu oczywiście. I żeby wszystko było jasne - ta herbata nawet w swoje dobre (bezrybie) dni nie była królem wśród herbat, była po prostu spoko. Przypominam, to było jakieś sto lat temu (Lipton podawany był na imprezy :D i chociaż uwielbiam mocne herbaty, teraz uważam, że jest gorzki i za cierpki. No ale - kiedyś to było coś).

I tak jak nie pamiętam swojej pierwszej kawy, w ogóle momentu co sobie wtedy o niej myślałam jak jej pierwszy raz spróbowałam, tak pamiętam inne, dziwne rzeczy. Pierwszy raz kiedy babcia dała mi spróbować szpik z kości. Na chlebku i posypany solą. Albo wątróbkę ze smażoną cebulką. Albo jedyna spróbowana przeze mnie łyżka rosołku z flaków. Studzienina - i tu uczucia były mega sprzeczne, bo takie to dobre (koniecznie z octem a nie jakimiś cytrynami!!!) a przed oczami jednak ciągle te świńskie kopytka.
A jak już przy occie jesteśmy, to chyba po raz pierwszy dziadziu dał mi spróbować tego połączenia - zielonych, gruntowych ogórków posypanych tylko solą i pieprzem, ale polanych właśnie octem. Nie żeby to jakieś nie wiadomo co było, ale jednak było. I dalej jest. Wiedziałam, czułam, że ocet to moje przeznaczenie i teraz irlandzkie Fish&Chips to już zawsze z octem. Na podium plasują się również chipsy o tym samym smaku. Nie inaczej.

Albo melon (to chyba był melon), przywiozłaś go Mamo z Izraela, pamiętasz? Jak myśmy wtedy pluły, że  smakuje ogórkiem i że fuj i ble. 
I serek fromage, przywieziony skądś. Mamo? Pamiętasz skąd? Z Anglii? Po którym zostało plastikowe małe pudełeczko i w ramach less waste było stałym elementem w zamrażalniku, raz wypełnione zieloną pietruszką a raz koperkiem. 
Serek zgliwiały, miłość wielka. Jego przeciwieństwem był tzw "ser od baby", na który nawet patrzeć było mi ciężko. Co jest dość zabawne, bo jedynie z "sera od baby" można było zrobić ten zgliwiały. 
Pierwsze curry. Z kurczakiem, bananami, rodzynkami i całymi goździkami, którego smaku nigdy nie zapomnę. Czasami pechowo rozgryzało się goździk, tego momentu bardzo nie lubiłam.

Kostki rosołowe, torebka z przyprawami do zupki chińskiej, magi z zaschniętą, resztką przy dziurce, wiecie - taką skrystalizowaną solą. O mój jeżu. To było życie.
Smalec ze skwarkami, na chlebusiu, posypany solą. No samo zdrowie, proszę państwa. 
Zupa mleczna, sorry mamo, ale no najgorzej. Najgorzej. NAJGORZEJ.

Co jest dość zabawne, bo pamiętam jak babcia zrobiła kiedyś kluseczki z kaszy kukurydzianej, właśnie na mleku i to było niebo. Czysta magia. Wspaniałości.

Albo zupa wiśniowa. Wiem już, że nigdy więcej nie chcę robić owocowych zup.
Oranżada Wysowianki w szklanych butelkach na kaucje.

I ostatnie moje odkrycie - sos rybny. Ciężko to opisać dlaczego tak go lubię, bo najzwyczajniej w świecie wali starymi, przepoconymi skarpetami, noszonymi codziennie po 12 godzin w środku upalnego lata w ohydnych, gumowych, śmierdzących trampkach.
Taki jest sos rybny prosto z butelki.
Bo sos rybny w bulgoczącym woku pełnym curry jest najczystszą poezją i nie chce mi się wierzyć, że kiedyś je robiłam bez tego sosu. Sos rybny to złoto.

I jak widać na załączonych obrazkach (poniżej) jedyna miłość, najdłuższa bodajże - nic się nie zmieniło przez tyle lat, to miłość do koloru różowego i jego pochodnych. Tak. Różowy. Ostatnio okazało się, że złoty jakby trochę też, ale tylko w parze z różowym.

• No więc kubek jest od #endeceramics pięknie matowy z zewnątrz i błyszcząco złoty w środku. Uszko wygląda jak zaplątane gumki do włosów. Jest taki bardzo dla mnie. Sprawiłabym sobie może na dzień dziecka?

• Flakonik perfum to #rituals i FLEURS de L'HIMALAYA. Pachną obłędnie, to był mój prezent na dzień matki. Już sama wizyta w salonie Rituals to czysta przyjemność dla zmysłów.

• Spodnie od #miszkomaszko. Polowałam na t-shirt z gołymi babami, ale rozeszły się chyba w 5 minut. Spodniom nie odpuściłam, to taki prezent od siebie dla siebie. Za dobre sprawowanie ;) będą wspaniałą parą dla moich letnich syren na spódnicy Miszko sprzed kilku sezonów.

• Pleciona torebka w rzeczywistości ma bardziej różowy kolor niż na zdjęciu. Fajne jest to, że można ją nosić na ukos, a ten sposób jest dla mnie najwygodniejszy. Oczywiście coś, co nie jest przekombinowane, zawsze znajdę w #h&m.

Do zestawu z torebką i również z #h&m wybrałam espadryle, w bardzo delikatnym pudrowym różu. Całkiem płaskie, bez koturn. Teraz się zastanawiam, czy rozmiarówka jest true to size, czy jednak będę miała przygody z wymianami na odpowiedni rozmiar. 

Przedostatni jest krem, a raczej esencja. jestem beznadziejnym przypadkiem, który daje się naciągnąć na te wszystkie chwyty jak "odmładzająca esencja". Ale o #resibo dużo się naczytałam i nasłuchałam, że chciałabym spróbować, zwłaszcza że oprócz odmładzania :D mają świetne składy. W czerwcu wrócą ze mną z Polski do Irlandii. 

Last but not least - nowa, świeżutka książka Nigela Slatera (RÓŻOWA!!!) Kolejna po Christmas Chronicles, obowiązkowa pozycja dla wielbicieli jego opowieści rodzinno-kulinarnych. Ja uwielbiam. 1 część #Greenfeast, Spring, Summer ukazała się w księgarniach kilka dni temu. Przepisy bez mięsa i ryb, po prostu co robić z sezonowymi warzywami. Bardzo jestem ciekawa. 


Zdjęcia pochodzą ze stron: endeceramics.pl, • hm.ie, • miszkomaszko.shoplo.com, resibo.plrituals.com, • amazon.co.uk

Kupmy sobie jesień. Moja lista osobista na ładną jesień. Prosto ze sklepu ;)

Każda zmiana pory roku wymusza na nas nowe zakupy. Albo brakuje butów, bo sandałki z poprzedniego roku za małe, albo znoszone. Albo kurtki, która swoje przeżyła, ale kolejnego sezonu już nie chce. Albo kalosze z których mała nóżka z roku na rok wyrasta. Za to jesień ma jeszcze jedną, dodatkową, bardzo istotną potrzebę. W te wszystkie szarobure dni, kiedy na spacery nie ma się ochoty, albo możliwości, bo ulewy, wiatry i huragany (to u nas), to takie zakupy, są nie tyle co potrzebą ale terapią. Zwłaszcza, że jesienne kolory dodają energii i trochę rozbudzają z tej szaroburości (owszem, nie ma takiego słowa, wiem). 

Inaczej się je z miodowego talerza i pije z różowej filiżanki, a jak małżonek i dziecko ma do kompletu inny, równie kolorowy to robi się od razu weselej. Bo kto powiedział, że wszystkie talerze i kubki muszą być w 1 kolorze? Tu oczywiście H&M Home, którego tak bardzo mi brakuje stacjonarnie. Chociaż nie powiem, od jakiegoś czasu to raczej zakupy online wolę. 
A położone na lnianym (o matko, jak ja lubię wszystkie te lniane szmatki!) obrusie, to już jesień pełną gębą! Jeszcze tylko brakowałoby na stole wazonu z polnymi kwiatami. Też H&M Home

Ale wyjdźmy już z kuchni, po jedzonku, to najlepiej chillout, co? Moje umiłowanie do mało pstrokatych rzeczy ciągle trwa. Chociaż nie ukrywam, babcine kwiaty i róże są nadal moją wielką miłością - niekoniecznie miłością Kuby. Ciemnozielona, gładka pościel na jesień, jest idealna i dla mnie i dla Kuby. Ładny ten kolor, co? No i? Znowu H&M Home. 100% Cotton - najważniejsza rzecz.

A jak leżeć, to i pachnieć. Ostatnio wypsikałam już prawie wszystkie swoje buteleczki. Ciągle kusi Narciso Rodriguez, ale cena zabija. Tu mam coś równie przyjemnego (no ok, nie AŻ tak), jesiennego z piękną nutą śliwki i piżma - maj low -  to DKNY Golden Delicious

Golden Delicious, to i golden paznokietki. Nigdy nie wybrałabym brokatowych lakierów, ale ten złoty od Semilac na instagramowych kwadracikach wygląda kusząco i kusi mnie żeby sobie taki zrobić. To 260 Platinum Light Gold.

Szal z naszej rodzimej Avoca, ładna ta kratka, zielonkawa i spokojna. 100% wełna Merino, więc na pewno cieplutki. Tym razem cena nie jest zabójcza, więc kusi mnie bardzo. 

Plastikowe, duże kolczyki, to był hit tego lata i w jesiennych kolekcjach nadal je widzimy. Fajne te kolory, ciężko się zdecydować na jedne. Te są z Zary.

Od jakiegoś czasu cierpię na wielki brak torebek. Mam dwie malutkie, które mieszczą ledwo telefon, klucze do domu i chusteczki do nosa. Ale coś większego by się przydało. Bardziej sportowego, na co dzień i takiego do sukienki, lub botków. Tu jesienna wersja shopper bag. Pikowana, w jednym z  moich ulubionych jesiennych kolorów - ciemny wrzos. Duża, na zamek i ma małe kieszonki w środku. Idealnie. No i kto mi ją kupi? To polski Reserved. Na stronie internetowej Reserved można się zgubić, dużo więcej rzeczy niż kiedyś. Duży plus!

Ostatni must have to ♪♫ Płyta nie jest nowością. Owszem, wyszła na początku tego roku, ale ciągle gra i ciągle uwielbiam. Ale jakoś najbardziej uwielbiam na jesień. Zwłaszcza, że dziewczyny mają takie jesienne głosy. First Aid Kit 'Ruins'.
Jak klikniecie w nutki, tam najnowszy teledysk dziewczyn i piosenka ze wspomnianej płyty. Oj bardzo ♥


Pięknie planuje się dziewczęce, jesienne stylówki. Oczami wyobraźni widzimy te złote liście i skaczące dziewczę w zwiewnej sukieneczce i pięknych trampeczkach. A później przychodzi taki wrzesień, WRZESIEŃ! z temperaturą odczuwalną -3 w nocy i 13 w dzień, z wichurami i deszczami i sukieneczki pozostają w sferze marzeń, a ty się bujasz w dżinsach i kaloszach. EWRIDEJ. No ale nadzieję trzeba mieć. Buty i sukienusia (ale ona milutka w dotyku) Zara Kids.

Ale żeby nie tylko w dżinsach latać, jest coś, co mi przypomina moje dziecięce czasy. Sztruks. Jak byłam mała, miałam je chyba co jesień/zimę. Bardzo je lubiłam. Widzę, że wracają i to w różnych kolorach. A sztruksowy kapelusik, na tą przejściową porę też jest całkiem słodki, trzeba tylko uważać, żeby nie zwiało nam go z głowy, bo będzie gonitwa a nikt nie chce przecież się zmęczyć na spacerze, prawda? Komplecik też z Zara Kids.

Teraz kolejny komplecik, którego wspólną cechą jest zamek. Wyszło całkiem przypadkiem. Biuro detektywistyczne Lassego i Mai i ich nowa część 'Tajemnica Zamku', no nie powiem, zaświeciły się Blance oczy. Bardzo lubi te dziecięce kryminalne zagadki ;) A drugi zamek to oczywista oczywistość, zwłaszcza dla fanów Harrego. To Hogwart z Lego, och jak bardzo i ja bym chciała go mieć :D. To chyba będzie pierwszy prezent na zbliżające się urodziny Blanki. Raczej na pewno. 

W zestawieniu jest jeszcze mysz kosz, która jest super odmianą przy tych wszystkich plastikowych pudłach na szpargały. Zara Home.
A skarpet to chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. To Many Mornings, w jesienne gruszeczki. Jesień potrafi być piękna. Choćby na skarpetkach. 



Teraz będzie troszkę zwiewniej, niż w pierwszym kolażu. I chociaż znalazł się tu kocyk i skarpetki (tak, tez Many Mornings) z misiami i miodkiem ♥ a kocyk w piękną ... panterkę z frędzelkami? Tu H&M Home.

To będzie też piękna szmizjerka (z kieszeniami!) z Reserved w mega kolorze. Torebka, której workowy krój powraca co kilka sezonów. Ta jest z zamszu, nie za mała, nie za wielka. Idealna. Zara

Jest też bardzo modne lustro - tak modne, no ale przyznajcie, że prezentuje się całkiem super. Takie bambusowe słońce na te jesienne dni. Zara Home

W tamtym roku myślałam o klasycznych UGG, ale jak je przymierzałam, a zrobiłam to z jakieś 20 razy, to zawsze mi coś w nich nie pasowało. Nie wiem sama. Te są z tej samej firmy, również z futerkiem w środku, ale jednak estetycznie bardziej mi podeszły. Coś tak jakby zamszowe botki/chelsea boots. Bardzo mi się podobają.

A jak już zostawać w domu w deszczowe, ciągnące się w nieskończoność dni, to można sobie zrobić małe energetyzujące zapachem domowe SPA. Z olejkiem do masażu od Yves Rocher o takim zapachu, ale taaakim, że oszaleć można - Mandarynka & Cytryna & Cedr. Ten właśnie Cedr to tak pachnie, że kocham. Szkoda, że w Irlandii nie ma YR, ale w listopadzie przywiozę na pewno. 

Termos, chociaż w mało jesiennych kolorach (ale za to w moim ulubionym różu) na coś ciepłego, rozgrzewającego. W trasę. Riffle Paper Co. U nich to wszystko by się kupiło. Każdy. Jeden. Pojedynczy. Ołówek. 

Kolczyki. Z tego sklepu kupiłabym większość. Bo są super śliczne. Delikatne jak te złote dłonie, ale też pełne, perłowe, drewniane, obłędne. Tu sklep - Kajo Jewels


I to by było na tyle.

Żartuje.
Chciałabym kupić wiele, wiele więcej. 
Ale chyba każda z nas tak ma, co nie?

Zimowy prezentownik #ListdoMikołaja

Blanka swój list do Mikołaja napisała. W między czasie przypomniała sobie jeszcze o kilku koniecznie potrzebnych rzeczach. Ja sobie o nich przypominam na bieżąco i wcale nie są konieczne, bo raczej kompletnie niepotrzebne. Ale jak byłoby miło, gdyby chociaż połowa ich zajęła miejsce na półkach w domu? jest tu kilka takich z którymi bujam się już długi czas, więc nie wiem, czy grudniowe Mikołajki nie są odpowiednim momentem na małe co nieco ;)
Chcecie zobaczyć jakie?


1 Nigel Slater, The Christmas Cronicles. Nigel to mistrz klimatu i domowego ciepła. Tym razem, dzień po dniu, w zimowym klimacie opowiada o rozgrzewających zupach, słodkich i lepkich od pomarańczowej marmolady duszonych gruszkach z gałka waniliowych lodów. Ten prezent zrobię sobie sama!
2. Skarpety Many Mornings, Paperwork. W ołówki, spinacze i inne takie takie. Ostatnio wieczorami (żeby tylko) dużo dłubię w kartonikach i brystolach, że przydałyby się takie tematyczne na ogrzewanie stóp do 2 w nocy. 
3. Olejek z pestek śliwki od Ministerstwa dobrego mydła, obiecuję sobie, że kiedyś spróbuje. Pechowo nie mogę trafić na ten idealny. 
4. The Ordinary - wcale nie taki zwyczajny. Mam inne z tej serii, są wspaniałe i polecam z czystym sumieniem. To jakieś odkrycie roku, bo gdzie nie czytam, to zachwyty i ochy wielkie. Tu - kofeinowe serum pod oczy z zieloną herbatą (na te wory pod oczami od siedzenia do 2 w nocy ;)
5. Torebusi nigdy za wiele. Zara zamszowa, na ramie, bez udziwnień, tak jak lubię. No i SZARA! 
6. Retro perełka. Śliczny i poręczny Olympus PEN E-PL7. Może kiedyś, na zamianę dużej lustrzanki, do torebki i na każda wycieczkę.
7. Nowa płyta Angus&Julia Stone. Przesłuchana już z każdej strony, od przodu, od tyłu i na wyrywki. Bardzo bardzo dobra!
8. Kiedyś kupiłam sobie jeden talerz z tej serii, w jasnym kremowym kolorze. Bez ściemy jedzenie na nim jakby smaczniejsze, bo to, że lepiej wygląda to wiadomka. Tu, nowy kolor. Na żywo jeszcze piękniejszy. Mam ochotę potłuc wszystkie stare, żeby mieć powód na kupno tych + kubeczek na cynamonowe latte.
9. Najpiękniejsze perfumy świata trata tata. To jest miłość od pierwszego wejrzenia. Narciso Rodriguez For Her. O mamo, obłęd jakiś!
10. Nic nie poradzę, że mi się podobają. Ale tylko te, króciutkie. Emu Stinger Micro Charcoal. Koniecznie oryginalne, żeby trzymały fason i grzały jak powinny. Drugi rok się do nich przymierzam, może to już ten ostatni? 

1. Kolczyki renifery od Animal Kingdom. Proste, bo proste lubię najbardziej, a jeszcze fajniej, że nie dyndają a i tak są efektowne. 
2. Czapusia, ten sam typ wyboru co przy kolczykach, torebce w poprzednim kolażu i właściwie wszystkiego, co wybieram dla siebie. Bo proste i niewydziwiane. nudna jestem, wiem, ale najlepiej  sprawdza się u mnie BASIC. Abercrombie&Fitch
3. Woda kolońska Jo Malone Blackberry & Bay. Mocna, jakby unisex. Na zmianę z królem Narciso. 
4. Cieniutka, półprzezroczysta apaszka z Mango. Z motywem aksamitnych, czarnych łabędzi. zamiast naszyjników, których nie noszę. 
5. Kremowy, zimowy sweter w warkocze, to jak znak równości z zimowa atmosferą. Do kupienia w Mango
6. Drugi golf, tym razem w ulubionej szarości i z domieszką wełny, H&M.
7. Native Fitzsimmons Botanic Green/BoneWhiteLeciutkie, piankowe i WODOODPORNE trapery z mega fajną, częściowo wystającą z buta skarpetą chroniąca przed zmoczeniem stopy. Dobre i na jesień i na zimę. 
8. Ja już swój mam, o innym smaku. Ale tu jest jesienno - zimowa seria i wersja Pumpkin Spice, OMG! ♥ EOS Holiday Lip Balm.
9. i 10. krem do rąk i mydło w płynie Yope. Polskie kosmetyki z rewelacyjnym, eko składem. Ciekawym zapachem i spoko opakowaniem, że wzięłabym je wszystkie. Dostępne są nawet tu na wyspie i to nie w polskich sklepach, ale tych całkiem irlandzkich. Znakomicie!
11. Same dobre rzeczy od Trufli. Ta książka była tylko kwestią czasu, bo Patrycja już od dawna wydaje, ale w wersji internetowej i to naprawdę są same dobre rzeczy. 
12. Kocyków nigdy dość, a gdy nadchodzi zima i ma się na oku nowe seriale na Netfliksie, to już w ogóle zakup - mus ;) H&M Home.
13. Bardzo lubię śliwkowy kolor i uważam, że grzane wino z pomarańcza i goździkami tez lubi. Bankowo. Czyli, że szklaneczka idealna na zimowe grzańce? H&M Home.
14. Do kompletu do grzańca - cynamonowa świeca H&M Home.
15. Czekałam na coś nowego od Mrs Ware od dawna. Wyszła nowa płyta i uwielbiam Jessie jeszcze bardziej. Jest wspaniała, a w marcu Kraków & Warszawa wysłucha jej osobiście!

mini rodini, kollale, mamissima, maileg, zara, h&m

1. Zajawka na Jednorożce, brokat i błyskotki nie maleje. W spince jest i brokat i diamenty (!!!) i włochata grzywa. i chyba jest superbohaterem, bo ma maskę. All in One. Kollale.
2. Kredki, bo te u nas są używane na okrągło. W imitacji słynnej puszki, do kupienia w Mamissima.
3. Duży notatnik z ilustracja ze wspaniałego Misia Mouk. W sam raz na miejsce Blanki notatek, jak choćby ostatnie "broszury" odnośnie wulkanów ;)
4. Jamniczkowy T-Shirt z MiniRodini. Słodziak, co?
5. Zestaw do hodowania kryształów, za jakiś czas przekonamy się co wyhodujemy. Blanka twierdzi, że "najprawdziwsze kryształy swojego życia" - no raczej, że najprawdziwsze ;)
6. To, że Next robi najpiękniejsze piżamy, nie trzeba nikomu mówić. kwieciste łączki kwiatów, kolory i printy są świetne! Najlepsze ze wszystkich! A ta? Sama chętnie bym taką założyła :)
7. Wróżkowe / Anielskie skrzydełka. Każda dziewczynka chciałaby takie mieć, co nie?
8. Śpiąca Florka. Bajkowa koszatniczka znaczy, tak nam się kojarzy. Urocza opaska od Kollale.
9. Podpórka do książek. Czy ja już wspominałam o jednorożcach? ;)
10. Śpiąca Mysia od Maileg. To będzie siostrzyczka dla tej jednej, która już u nas mieszka.
11. Bluza z brokatowym frontem. Do skrzydełek? Do jednorożca? Pasuje!
12. Kalkomania. Całe mnóstwo "naklejek" do przetransferowania na dołączone czarno - białe obrazki. taka retro zabawa.
13. Kubeczek, kolorystycznie będzie pasował na te malusie różowe pianki, które sypiemy na gorącą czekoladę ;) no i ma kota - ważne!
14. Sweterkowa miniówa w złote grochy. Tego też tłumaczyć nie muszę?

Co zrobic, by przetrwac jesien.

Sprawa jest zasadniczo prosta. Trzeba ją polubić. Z wszystkimi tymi ulewami. Z szarościami od samiusieńkiego rana do nocy. Z wiatrem co głowę urywa. Później przypomnieć sobie, że my tu mamy taka jesień cały rok i wtedy te dwa - trzy miesiące będziecie kochać za to, że tylko tyle ta jesień trwa. Albo kupić sobie coś ładnego. O! 

No dobra. Jesień jest idealną wymówką, żeby zakopać się w domu i nie wychylać nosa spoza kuchni lub sypialni. To jest tak zwana "pogoda kocykowa" albo "pogoda na Andy'ego". Czyli idealna. To teraz zaczynają się kolejne sezony seriali, sami rozumiecie, może się walić i palić ;) Dodatkowo - nie żebym była zakupoholiczką, ale to właśnie jesienne kolekcje są najpiękniejsze i chce się brać wszystko. I choć kolorami jesieni nie przemalowałabym sobie mieszkania to w ten ostatni czas w roku musztarda i brązy mogą się rozgościć na dobre i bardzo mi się to podoba. Nie powiem - szale i chusty nosiłabym w kółko, do tego teraz jest w czym przebierać. Kraty, kratki, krateczki. Znienawidzone przez Kubę babciowe flanelowe piżamki (czyżby mało sexy?) są jesienno - zimowym must have. Prawda, że są? Grzany cydr tez będzie spoko, ale aromatyczną Lady Grey z plasterkiem cytryny też nikt nie pogardzi. Do tego z nową Bridget Jones, którą w końcu trzeba zobaczyć. 

W październiku obchodzimy też nasze prywatne podwójne walentynki, więc, yy... no wiecie, znowu. Słońce może się chować ;) Podwójne, bo rocznica ślubu i urodziny Jabusia. Nic, tylko zakopać się pod kocykiem na początku miesiąca i odkopać po Halloween'owych strachach. 

Mam dobrą zabawę grzebiąc sobie tak w internetach za tymi wspaniałościami. Nie wiem ile z tych rzeczy byłoby tak idealne jak na obrazku. Wiem za to, że wzięłabym je w ciemno jakbym obrobiła wcześniej jakiś bank. Załóżmy, że jak je tu pokażę, to tak jakbym je wszystkie miała ;)

enjoy!


1 • kawa na jesień (zimę, wiosnę i lato też) To właśnie teraz wstaje się z łóżka tylko pod warunkiem, że kawa już się robi. Ta ma ode mnie + za piękne opakowanie i że ponoć organic. Do kupienia w IKEA.

2 • świecznik i czarna miseczka na ciepłą owsianeczkę #omnomnom również z IKEA tu i tu 

3 • brązowy wózek z pięterkami albo do kuchni, albo gdzie się tylko chce. Blanka by tam chętnie upchnęła swoje Lego, które jest już wszędzie i nie ma na nie miejsca. Ja upchnęłabym ściereczki i koszyczki i kuchenne pierdołki. Ofkors, że IKEA

- więcej IKEA nie będzie, I promise -

4 • koczik taki piękny ♥ i duży, że można się zakopać i zasnąć i zapomnieć o świecie, House of Rym w pięknym kolorze - honeycomb / peachy sand 

5 • mój ostatni hicior - maseczki w płachcie (TU przyczyna mojego zakochania, polecam przeczytać). Łatwiej szukać pod nazwą mask sheets, bo u nas jeszcze mało popularne. Za to Koreanki już dawno je obcykały i na wielu azjatyckich stronach i coraz częściej - amerykańskich, można przebierać w ślicznych opakowaniach, firmach i stracić głowę dla tych kolorowych saszetek. Są też takie, kiedy bawełniana płachta nie jest standardowo biała tylko np z głową pandy, gejszy albo kościotrupa. Najbardziej popularne to te z ekstraktem śluzu ślimaka. Są miłe w dotyku (maseczki, nie śluz), mocno nawilżające, nie zjeżdżają z fejsa, więc spokojnie można obejrzeć Chirurgów i zapomnieć, że się ją ma. Jedna zasada - uprzedzamy męża że ja nakładamy. Strój na Halloween gotowy, wystraszymy najpierw samą siebie, później pół dzielni. Przysięgam, że tak jest. Trzymamy ok 20 minut, nastepnie wklepujemy resztę emulsji i jesteśmy jak ta bejbi pupka. Serio, rzadko się jaram kosmetykami, ale te polecam. 

6 • świeca zapachowa, z naturalnymi olejkami eterycznymi z pomarańczy, cynamonu, goździka i mandarynki. Fajna apteczna, surowa butelka. Od Haagi.

7 • Nowy Sting. Chcę, bo lubię. 

8 • Wspomniana wcześniej piżamka (może nie tak sexy jakby niektórzy chcieli) cieplutka i milutka, a kapcie w komplecie i przeżyjemy jakoś te jesienne wieczory ;) do kupienia w angielskim fatface


1 • Mapy, nowe pomarańczowe wydanie od Dwóch Sióstr. Teraz możemy ją mieć. Dodatkowe strony i między innymi dołączyła mapa Irlandii. Prawda że jesienne wydanie ładniejsze? <inlove>

2 •  Pamiętacie reklamę Werther's Original? Mleczne karmelki były i są najlepsze. Nie wiem czemu, ale tam za wielka wodą, w Hameryce mają Karmelowy Popcorn Werther's. Tez chcę ... ekhm... Blanka chce, to jej #autumn_mood_board

3 • Spódnica (bardzo lubię ten print) i spinka kot (Blanki wymarzony) to colaboration Miszkomaszko & Kollale

4 • Kolejna piżamka, którą bym nie pogardziła, byleby był rozmiar M, to All-In-One od Next. Te ich piżamy to jakiś obłęd. Łączki kwiatuszków, drobniutkie wzorki są No 1 na dziecięcych działów nightwear. 

5 • Biżu. Wisiorek lisek. Jesień 100% od Pop Cutie Accessories

6 • Torba bambi i sukienka kimonowa od Kids on the moon. Piękne kolory, mięciutka flanelka i jesień jest cudowna. Cała kolekcja ♥ miłość!

7 • Uszate butki z dunnes stores i jak zwykle kolekcja Leigh Tucker Willow nie zawodzi, jest dziewczęco i słodko.

8 • Kolejny lis tej jesieni. Lis nie byle jaki, bo oświetla długie jesienne wieczory. To co się tam  - konkretnie to TU - wyprawia z tego drewna, to istne cudo. Świecą nie tylko lisy, ale Star Wars albo Rainbow Dash też. Albo co się nam zamarzy, oni sprawią, że też zaświeci. 



1 • płaszcz wełniany w kolorze dojrzałego jesiennego liścia, chce go bardzo, bo postanowiłam rozstać się z puchowymi i obwisłymi parkami. O! ten z H&M

2 • kraciasta chusta w komplecie do płaszcza z fatface

3 • torebka listonoszka od Mulberry, no co ja poradzę. Że tyle kosztuje. 

4 • Si, Giorgio Armani. Sentymentalny powrót. Tak dwa lata temu pachniała moja jesień. Wróciłabym do niej bardzo chętnie.

5 • Nowy Harry, czekam. To w tym miesiącu wychodzi polskie wydanie. Na pogodę kocykową idealna. 

6 • Notesik w odpowiedniej oprawie. Z przepięknego sklepu riflepaperco.com. Tu jest moja bajka ♥ 100% wszystko jest słodziutkie i piękniutkie, kupiłabym wszystko, później się tym wszystkim poobkładała i wzdychała. ehh... 

7 • New Balance. Jest nowa opcja, zamiast zapłacić stówkę , płacimy prawie trzy . Takie buty! Za to personalizowane, sami ustalamy kolorystykę, od podeszwy po sznurówki. Jakbym nie miała co zrobić z kasą, to bym brała. Chociaż NB brałabym każde. Po reebokach run, najwygodniejsze i zawsze modne sportowe buty. A razem z płaszczykiem - miodzio.

8 • Na deszcze niespokojne, ale nie brodzenie w morzu po kolana. Kaloszo - botki w których nie wygląda się jak chop małorolny (hope so... ;) pewnie, że Hunter. Piękne kolory, eleganckie i mają kopcasy, mówi Blanka. A kopcasy ważna rzecz, zwłaszcza jak mają dwa centymetry. 

9 • Jesień na paznokciach od Semilac. Pewnie, że ciężko wybrać kolor. Ale te wpasowują się w moją jesień idealnie. 







Dzien kobiet. Shades of pink.

Różowy to nasz kolor. Na różowo przeglądamy internety w dzień kobiet. Nasze top 20, chcemy wszystko oczywiście i najlepiej teraz. Do tego truskawkowe lody dla Blanki i różowe wino dla mamy. Intensywnie myślę o tej napoleonce z piankowym, różowym kremem, z cukierni na Słowackiego, której już chyba nie ma. Na mojewypieki.com Dorotka wrzuciła przepis na mazurek malinowy z białą czekoladą w kształcie pisanki. Intensywnie różowy, na bank - jak to mówi Blanka, rozświetli te przyszłe, mroźne święta wielkanocne. 


1/ nosweet, bluza w papugi  
  2/ tangle angle, uskrzydlona szczotka do włosów   
 3/ h&m home, pościel w pawie  
  4/ lalka metoo    
5/ little gold king, podkolanówki z kotkiem   
 6/ next, sukienka z haftem angielskim   
 7/ mrugała, wrzosowe trzewiki z frędzelkami  
  8/ tattly, zmywalny tatuaż, oczywiście jednorożec. różowy 
   9/ maileg, wróżka myszka w pudełkowym domku   
 10/ aigle, kwieciste kalosze 


1/ eos, balsam do ust 
2/ snowpuppe, lampa origami 
3/ woodwick, świeczka z knotem, strzelającym jak drewno w kominku, owoce lata
4/ Red Lipstick Monster, tajniki makijażu
5/ le creuset, naczynie do zapiekania 
6/ Zo - Han, obudowa na telefon
7/ Ziaja blubel, mydło pod prysznic żurawinowo - poziomkowe 
8/ Avon, mgiełki do ciała 
9/ Zara, wiązane baleriny
10/ lidl, bukiet wiosenny 
11/ Citrus Zinger, butelka na wodę

wiosenna lista osobista M&B

Szarość za oknem dołuje i z dnia na dzień pragniemy przywitać wiosnę jeszcze mocniej. Ciemne kurtki, płaszcze i czapy wyrzuciłabym najchętniej przez okno. Słońca nam brakuje najbardziej, soczystych kolorów i spacerów bez miliona warstw na sobie. Wycieczek niewymagających długich przygotowań, żeby zabrać ze sobą kolejny sweter a nuż będzie potrzebny i termosu z herbata na rozgrzewkę. Błagam, błagam, zaklinam. Mycie okien podarowałam sobie, to była zabawa w kotka i myszkę. Jak je umyłam, w nocy piasek z plaży i zacinający w okna deszcz robił szaroburą firankę na oknie. 

Dodatkowo sen z powiek spędza mi pogoda - niespodzianka, która przywita nas w Polsce na Wielkanoc. Mam nadzieję, że śniegu nie zobaczymy. mam również nadzieję, że nasze wiosenne must have uda nam się zrealizować. To nasze wspólne wybory. Blanka jest zauroczona Kotką (1) od Pani Pieski ja z reszta również. Książka o pszczołach (3), przewijająca się przez wiele blogów i księgarni zachwyciła mnie od początku. Duży format, piękne ilustracje z mnóstwem detali. Blanka pochłonięta od samego początku "Animalium", które dostała na urodziny, na pewno polubi tą bzycząca pozycję. Dodatkowo, pomoże zrozumieć, dlaczego takie małe owady są naprawdę ważne w życiu na ziemi. Żeby poczuć się wiosennie i radośnie, mamy wielka ochotę na żółciutką jak słoneczniki sukienkę od Miszkomaszko (2). Pięknie się kręci i jest długa (to bardzo ważne! ;) ja czekam na te dla mam,  print jest cudowny. Jak pozbędziemy się kurtek, taka kamizelka (5) ozdobi nawet zwykły t-shirt. Last but not least - buty (4)! Czy muszę pisać, że wiązania zimowych butów z wysokimi cholewkami mamy już dość? A te są "glittering" i do tego "shiny". Tak mówi Blanka. 



Żeby o sobie nie zapomnieć, przy okazji walentynek, pierwszego dnia wiosny, irlandzkiego dnia matki albo dnia słońca na niebie ;) albo po prostu bez okazji. Szal (1) i spódnica (7) od Numero 74. Bransoletka od barboleta (2), na pakamera.pl jest masa pięknych i ręcznie wykonywanych cudeniek - to coś dla mnie, nie lubiącej ciężkich bransolet, charmsów i grubych przewieszek wysadzanych "dajmonds" jakby to powiedziała Blanka (w tym przypadku nasze upodobania rozjeżdżają się bardzo mocno ;) Numer (3) to Herbaty Clipper, najsmaczniejsze i najpiękniejsze owocowe herbaty ever. Dziki bez, trawa cytrynowa i jabłko - o wdzięcznej nazwie Cloud Nine. Prawda, że piękna? Pasiaste topy to faza trwająca już trzeci rok, ta z zary (4). Teraz powzdycham, wcale nie przesada nie? Przecież u nas (oh rainy day...!) to stan prawie permanentny, ten deszcz oczywiście ;) kultowe huntery w pięknym liliowym kolorze (5). Moje doświadczenie w sferze mejkapowej jest krótkie i słabe, a meteoryty (6) takie piękne. Wtedy na pewno będę shining like a star ;)