jest takie miejsce pomiędzy górami a jeziorem... ☆ Moulin de Léré
To miejsce, to prawdziwa perełka. Oddalone niecałe 15 minut drogi od Thonon-les-Bains czyli południowej strony Jeziora Genewskiego miasteczko Vailly, właśnie przez odległość może być pomijane w planowaniu noclegu. Od jeziora może i nie jest daleko, jednak trzeba mieć samochód. Nam nie zależy na wodzie, priorytetem było miejsce z klimatem. I tak też trafiamy. Jest dokładnie jak na obrazku. Albo nie, cofnij. Jest o niebo lepiej! Na miejscu szumiący potoczek i kwitnące jabłonie dodają uroku, zaczyna pachnieć a pluskająca woda jest jak kojący balsam.
Witają nas sympatyczni właściciele, którzy jak się później okazuje mieszkali w Dublinie tak jak my. Odrestaurowali budynek starego młyna zachowując kamienie i wyposażenie młyńskie. Ta część, niegdyś serce budynku, została odgrodzona od reszty taflą szkła i podświetlona, ciągle przypomina o swoim dawnym przeznaczeniu. W jadalni, znajduje się podwieszony pod sufitem stary miech, a drewniane ściany i podłogi, dodają przytulności. Frontowa część budynku w której znajduje się jadalnia dostała zamiast cegły - szkło i tak cały pion, od sufitu po parter na którym znajduje się recepcja jest przeszklony. Podwieszone lampy imitujące chmurki są fajnym pomysłem, ławeczka pod oknem kusi, żeby sobie posiedzieć i się pogapić na okolicę. Dwa małe i jeden duży stół sprawiają, że nie czujemy się jak w hotelowej restauracji czy stołówce. Śniadanie jest wyśmienite. Dokładek nie ma końca, Comté wyborny jak zawsze, konfitura z zielonych pomidorów och i ach! A ta jeszcze ciepła bagietka? Czy my w ogóle kiedykolwiek jedliśmy lepsze? Blanka w między czasie układa puzzle, a my dolewamy sobie kawę i planujemy kolejny dzień w trasie - tym razem Chamonix.
Nasza sypialnia, spod numeru 5 z kluczem krówką. Przestronna, klimatyczna z balkonem z widokiem na góry. Nie, to nie nam się trafiło tak cudownie. Tu wszystkie pokoje są 'z widokiem na' a że jest ich zaledwie 5 można się poczuć jak w domu ( Jezu jak jak bym chciała, żeby mój dom tak wyglądał!) Rano otwierałam balkon i sprawdzałam czy to mi się wszystko nie przyśniło. Nawet brak szczotki, której zapomnieliśmy z domu nie mógł mi zepsuć humoru* Woda dalej szumiała, a słońce, świeciło jak szalone już przed 8 rano zapowiadało piękny dzień.
Po śniadaniu Blanka w przypływie nagłej i nigdy nie ujawnionej miłości do huśtawek dorwała się do bujania. Wśród takich okoliczności przyrody, wcale jej się nie dziwię. Z boku domu znajduje oczywiście rzecz najważniejsza, bo koło wodne. Poruszane siłą naporu wody - w końcu jesteśmy w starym młynie, prawda?
Żal nam żegnać się, przecież dopiero co przyjechaliśmy. Zgodnie stwierdzamy, że to miejsce idealne na dłuższy pobyt, wprost wymarzone na oderwanie się od codziennej gonitwy. I jeszcze zanim opuściliśmy Moulin de Léré wiedzieliśmy, że trzeba tu wrócić. Koniecznie.
* potrzeba matką wynalazku - czesałam się tylną stroną pasty do zębów. Rozczesałam? Rozczesałam. Można? Można.
To mieliście szczęście trafiając na takie miejsce.Same fotografie wzbudzają zachwyt.
OdpowiedzUsuń