13 grudnia, Dzień Świętej Łucji
Dzień Świętej Łucji nie jest szczególnie obchodzony w Polsce. W Irlandii również. Jednak moje wielkie zamiłowanie do Skandynawskiej estetyki zawędrowało też do zwyczajów i kuchni. Bo kuchnia jest szczególna i całkowicie inna od tej naszej. A ta w grudniu, przed świętami jest złota od szafranu i pachnąca cynamonem (w dzieciach z Bullerbyn przewija się również motyw - znienawidzonej jak sądzę - sałatki śledziowej, będąc dzieckiem podzielałam te hejty, jednak teraz wciągnęłabym przy świątecznym stole dwie łychy z salaterki ;)
A dlaczego szafran akurat w wypiekach na św. Łucję?
Sam kolor i żółte światło królujące w oknach, na stołach i drzewkach świątecznych miało rozświetlać mrok i szybko zapadający za oknem zmierzch. Bowiem w średniowieczu z 12 na 13 grudnia przypadała najdłuższa noc w roku. Intensywny, żółty kolor szafranu ma symbolizować światło.
12 grudnia, Szwedzi zasiadali do stołów i biesiadowali. Ponoć najedzenie do syta zapewniało dobrobyt na cały przyszły rok. Natomiast od 13 grudnia, zaczynał się wigilijny post.
Jak obchodzone jest święto Św. Łucji obecnie, pisałam dokładnie rok temu, tu KLIK i z tej okazji piekłam Lussekatter - chyba najbardziej popularny wypiek w tym dniu (kilka słów o nim też w tym samym poście).
Wczoraj, w sumie nieplanowanie zagniotłam drożdżowe z szafranem. Zaplotłam i wypędzlowałam żółtkiem jaja. W domu (na noc!!!) rozchodził się cynamonowo - pomarańczowy aromat - to przez nadzienie. Ślinka ciekła i choć miałam powiedzmy - silne usprawiedliwienie żeby zjeść go jeszcze na ciepło (to ten dobrobyt na przyszły rok ;) powstrzymałam się w ostatnim momencie.
Czuję, że za to dzisiaj zniknie w całości, z ciepłym kakao lub czarną kawą.
0 komentarze: